13 maja 2012

Chore filmy

Cześć,
w tym poście opiszę parę filmów. Nazwałem go "chore filmy" nie, dlatego, że filmy te nie są warte obejrzenia tylko dlatego, że są powiązane w mniejszym lub większym stopniu z jakąś chorobą.


Boże błogosław Amerykę

Teoria wszystkiego (2014)


Wszyscy wiemy, że Stephen Hawking jest znanym brytyjskim astrofizykiem i kosmologiem. Wiemy też, że choruje na stwardnienie zanikowe boczne. Mimo, że lekarze nie wróżyli mu świetlanej przyszłości to William (bo tak ma na drugie) wygrał z chorobą, może nie dosłownie, ale przynajmniej ja tak to widzę. Wygrał, bo nie skupił się na fizyczności i na trudnościach, które zazwyczaj towarzyszą chorobom. Sposób myślenia naszego bohatera przekracza granice i jest On natchnieniem dla innych. Film Jamesa Marsha "Teoria wszystkiego" nie kładzie nacisku na teorię względności, czarne dziury czy grawitację kwantową. To biografia, która w wyjątkowo piękny sposób opisuje codzienność Stephena, ale chyba nie mogło być inaczej, ponieważ film został zainspirowany powieścią Jane Hawking. Ciekawostką jest, że ulubionym deserem Stephena jest – crème brûlée, ale to nie jedyna smakowita nowinka. Serdecznie polecam i życzę smacznego...

Boże błogosław Amerykę

God Bless America (2011)


To film w którym główny bohater Frank (Joel Murray) jest sfrustrowany amerykańskim poziomem kultury, denerwują go jego sąsiedzi a do prawdziwego szału doprowadzają go głupie programy telewizyjne z "My Super Sweet 16" na czele.

Gdy lekarz mówi mu że jest chory postanawia trochę posprzątać zabijając niegrzecznych i odpychających ludzi amerykańskiego społeczeństwa, (do Dextera to mu daleko).

Film ogólnie wart obejrzenia choć szału nie ma, przynajmniej nie jest o niczym tylko przedstawia jakiś problem. Wydaje mi się że jeśli na samym początku też będą Was denerwować te same rzeczy co Frank'a to film się spodoba.

Na koniec naszła mnie taka myśl że często jest tak, przynajmniej na filmach że dopiero gdy dowiemy się o jakiejś śmiertelnej chorobie chcemy żyć na 100% i nadrobić zaległości, ale chyba lepiej nie mieć zaległości i regularnie płacić abonament radiowo telewizyjny ;)

Adam Apples

Jabłka Adama (2005)


''Jak wiele jesteśmy w stanie sobie wmówić? Jak bardzo możemy pogrążyć się w wyimaginowanym świecie, po to tylko, żeby nie dopuścić do siebie myśli o życiowej tragedii?
Anders Thomas Jensen przedstawia nam opowieść o zderzeniu dwóch zupełnie różnych osobowości, neonazisty i "wcielenia zła", Adama i pastora, opiekującego się skazańcami, Ivana. W założeniu to Ivan miał nawracać Adama, ale wyszło inaczej, i to ten drugi dał mu prawdziwą lekcję życia, próbę wiary i osobowości zarazem.''







Inside I'm Dancing

Ja w środku tańczę (2004)


"Film opowiada historię przyjaźni dwóch niepełnosprawnych chłopaków, którzy poznają się w kolejnym w swoim życiu domu opieki. Rory to prawdziwa "rogata dusza", uwięziona w niesprawnym ciele. Chociaż może poruszać tylko dwoma palcami u ręki, jak sam mówi "tańczy w środku" i zrobi wszystko, żeby nikt nie odebrał mu tej wolności. Michael to jego zupełne przeciwieństwo. Pogodzony z losem, chętnie poddaje się zasadom narzuconym przez opiekunów. Ich spotkanie zaowocuje szalonym pomysłem. Choć obaj wymagają stałej pomocy przy najprostszych czynnościach, porzucają tą bezpieczną przystań i zamieszkują w wynajętym w mieście mieszkaniu z niewykwalifikowaną młodą opiekunką."





Intouchables

Nietykalni (2011)


"Przyjaźń to podobno najpiękniejsze uczucie na świecie. Lepsze od sympatii, mocniejsze od nienawiści, trwalsze od miłości. Nic więc dziwnego, że dostarcza świetnego materiału na filmy i twórcy czerpią z niej wyjątkowo ochoczo. Mieliśmy już obrazy o przyjaźni męsko-męskiej ("Skazani na Shawshank"), przyjaźni kobiecej ("Thelma i Louise"), przyjaźni damsko-męskiej, która ponoć nie jest możliwa ("Once"), a nawet przyjaźni człowieka z ukochanym zwierzęciem ("Czas wojny"). Jednak zdecydowanie najbardziej poruszająca i najbardziej atrakcyjna dla filmowców jest przyjaźń, która nie miała prawa się spełnić. Przeniesienie na ekran historii o uczuciu, które połączyło osoby kompletnie od siebie różne, niemal zawsze spotykało się z mniej lub bardziej przychylnym spojrzeniem krytyki i widzów. Wymienić wystarczy chociażby "Doskonały świat" czy znakomity "Zapach kobiety". Film Martina Bresta nie jest wspominany przeze mnie przypadkowo, bo na podobnym schemacie, na którym został zbudowany, oparty jest przedmiot tej recenzji - bijący rekordy popularności i wzbudzający zachwyt na kinowych salach, francuski film "Nietykalni"."


Hasta la vista

Hasta la vista (2011)


"Film ten nie jest ckliwą bajeczką o triumfie ducha nad ograniczeniami ciała. Owszem, jest tu wiele ciepła i humoru, a twórcom udaje się odczarować rzeczywistość; zedrzeć piętno cierpienia. Mimo tego nie popadają oni w skrajność i nie obrażają naszej inteligencji ani też ludzi, którzy na co dzień muszą się zmagać z przeciwnościami losu. Film nie ucieka od bólu i dramatów. Nie maskuje tego, że czasem szczera troska staje się najcięższym balastem.

Trzech głównych aktorów plus Isabelle de Hertogh sprawia, że film jest pełen życia i ogląda się go z nieskrywaną przyjemnością. Ale do czasu. Twórcy wpadają w sidła własnego sprytu i w pewnym momencie wkraczają w ślepą uliczkę taniego melodramatu. Próbując uciec od schematu i stereotypów, zamykają film najgorszą z możliwych klisz. Ckliwa scena na plaży falsyfikuje "Hasta la vista" i sprawia, że trzeba sobie postawić niewygodne pytanie: na ile szczerzy byli twórcy, a na ile wszystko to jest wyrachowaną kalkulacją."

Źródło: www.filmweb.pl